to spojrzenia, uściski dłoni, gęsia skórka, radość, cierpienie, pocałunki, łzy
wiem że gdy zamknę oczy przeniosę się tam, gdzie powietrze pachnie twoją szyją a czas się zatrzymuje, potem dzwonek i " nie, mamo nie miałam przy sobie telefonu " choć telefon miałam, lecz kto by zwracał na niego uwagę; wbijałam paznokcie w twoją skórę w naszym uścisku złożonym z namiętności i wiesz co
And every time you overdose I rush to intensive care
(if it's the last dance)
wiem, że dotrzymasz każdej danej mi obietnicy, że przypilnujesz by łzy w moich oczach były wywoływane jedynie nadmiernym szczęściem i utrzymasz mnie przy powierzchni na granicy snu i jawy. kwiaty od ciebie wytrzymują najdłużej, też chciałabym potrzebować jedynie twojej pielęgnacji, wody i słońca by żyć. (bardziej niż jesteś w stanie to pojąć)
małe podsumowanie tegorocznej, jubileuszowej edycji Heineken Open`er Festival
cztery dni spędzone pod namiotem i na koncertowaniu już za mną, mam już wywołane filmy (niestety jedna z klisz padła, są na niej cuda wianki, być może dlatego że była trzymana w skrajnych warunkach)
niekwestionowany król openera - Prince (osobiście bawiłam się naprawdę dobrze, dobra muzyka+fajna atmosfera zrobiły swoje, kto nie tańczył powinien pójść do piekła)
jedno z odzyskanych zdjęć z pechowej kliszy (podzieliłam się klatką filmu z Main Stage, zatem można powiedzieć, że "byłam na głównej", hoho)
the national
british sea power
coldplay
PULP (jeden z bardziej mokrych koncertów na jakim byłam, nie mogłam nic dostrzec przez obiektyw aparatu!)
james blake
rycerz w trakcie koncertu Hurts
jeszcze jedno prinsowe
confetti w trakcie "Purple Rain" (ludzie niczym dzieci skakali z radości łapiąc te fioletowo-złote papierki, przyznaję otwarcie- ja też)
(niestety zabrakło zdjęć z The Stokes, Hurtsów, Chapel Club, Two Door Cinema Club, Kate Nash i innych bo zjadły je kliszowe myszy)
najlepszy koncert:
FOALS
wykonaliśmy nasz niecny plan w 110% normy, miejsca pod samą sceną o północy, w deszczu, ale co tam, po to tam byłam by zobaczyć chłopaków na żywo. miłą pamiątką jest przybita piątka z wokalistą Yannis`em Philippakis`em i perkusistą Jack`iem Bevan`em. Spanish Sahara i Miami prawdziwymi dziełami geniuszy. Zdjęć z koncertu niestety nie mam, zenit ugrzązł gdzieś pod barierkami a w trakcie koncertu tłum teleportował nas o 2 metry do przodu i nie pozostało mi nic innego jak doskonale się bawić. (mam jedno swoje zdjęcie już po koncercie ale wyglądam na nim jak muminek, oszczędzę Wam tego widoku)
Spanish Sahara w deszczu (stałam bardziej z przodu po lewej stronie, czyli całkiem niedaleko od miejsca gdzie był kręcony filmik)
największa koncertowa niespodzianka:
CHAPEL CLUB
Na ich koncert trafiliśmy przypadkiem, w celu odpoczynku po Mulacie W Cekinach. Usiedliśmy niczym zahipnotyzowani z prawej strony sceny słuchając głosu Lewis`a Bowman`a pozwalając jednocześnie by gwałtownie przyćmił wrażenia po występie Prince`a. Lubię takie niespodzianki. To najwidoczniej nie była wyłącznie moja reakcja, po koncercie publiczność długo wywoływała chłopaków na scenę i szczerze żałuję że tylko Prince nie był ograniczony czasowo; z przyjemnością poszłabym jeszcze raz na ich koncert.
koncert który był dobry i wiedziałam że taki będzie:
JAMES BLAKE
W kółko powtarzałam "to będzie dobry koncert", i chwaliłam Dżejmsa za dobre, brudne i off`owe brzmienie, w ciemno zakładając że mnie nie zawiedzie podczas występu. I nie zawiódł. Nawet na moim chłopaku, który jest zbyt hipsterski żeby słuchać uroczego Blake`a (haha) koncert zrobił wrażenie. Od początku wiedziałam, że warto będzie spóźnić się na Strołksów byleby być do końca koncertu Blejka i nie pomyliłam się. Kwintesecja Blejka. Limit To Your Love i I Never Learnt To Share nuciłam przez kilka kolejnych godzin. Poza tym lubię artystów, których muzyka broni się sama i wnosi coś nowego.
oraz HURTS
No cóż, słabość do panów w ganiakach i doskonała ostatnia płyta zaciągnęła mnie pod Tent Stage. Utwór za utworem wprawiał moje ciało w kocie ruchy.Świetny występ; miało tak być i było, nic dodać nic ująć.
największe rozczarowanie:
...
Ciężko mi wybrać takiego artystę, wszystkie koncerty które sobie zaplanowałam należały do udanych, dlatego skupię się na koncertach na których byłam w przerwach między swoimi perełkami. Nagłośnienie na M.I.A. było tragiczne; wokal brzmiał jak niewyraźny bełkot. The National grało o złej godzinie i w złym miejscu, publiczność w większości składała się z osób czekających na Coldplay`a i czegoś mi zabrakło. (choć Fake Empire bardzo ładnie, specjalnie dla mnie? dziękuję ) Lepiej wypadliby późnym wieczorem pod namiotem. Coldplay jakoś mnie nie porwał, może przez to hurtowe granie koncertów, wszędzie piłeczki, bańki, fajerwerki, bełt w kolorze tęczy. Niemniej Yellow i Clocks wysłuchałam z radością. Kilka koncertów się nałożyło przez co nie zostały skonsumowane do końca i nie będę się nad nimi rozpisywała (przyjdzie na to jeszcze czas) Skupiłam się wyłącznie na stronie muzycznej festiwalu; organizacja swoją drogą. Trzeba napisać że w tym roku było całkiem miło(tutaj pozdrowię panią Ukrainkę z ochrony/służby informacyjnej która na banknocie 5-ciu hrywien otrzymała autograf Weroniki Marczuk-Pazury jadącej z nami autobusem) i nie wolno narzekać bo raz dwa trzy za rok spadnie śnieg!
Będę tęskniła za codziennymi śniadaniami, zupkami instant, niesamowitymi wieczorami i nocami, milionami szczypawic i jedną, wspólną pastą do zębów. Podsumowując: o Openerze można pisać dużo. Można tak jak ja nie przepadać za Ziółkiem i parodiować Jego "em, em, em", czekać na ukochane zespoły i zadowalać się ostatecznie tym co jest, ALE....